Po pierwsze - przepraszam, że tak długo nie pisałam :)
Mam MNÓSTWO do napisania! Po pierwsze - Redding, San Francisco, prom, lip sync... Nie wiem, czy uda mi się o wszystkim napisać na raz, a nie chcę żebyście dłużej czekali, więc możliwe, że podzielę post na dwie części :)
Zacznę od weekendu w Redding. Wyjechaliśmy w piątek zaraz po szkole - pojechałam ja, Ann i Kane. Podróż trwała ok. 3 godzin.
Redding to nieduże miasteczko w Kalifornii - mieszka tam Sandry, mama Ann - to właśnie ją pojechaliśmy odwiedzić.
Co robiliśmy? Na miejsce dotarliśmy około 6, zjedliśmy kolację i trochę zmęczeni poszliśmy spać. Następnego dnia pojechaliśmy w piątek - razem z Raylee - wnuczką Sandy i bratanicą Ann, do centrum handlowego - trochę pochodziliśmy, a potem pojechaliśmy do In-N-Out, żeby zjeść lunch, a potem wróciliśmy do domu. Potem pojechaliśmy do parku. Następnego dnia - w niedzielę - pojechaliśmy pograć w mini-golfa :) I wróciliśmy do domu. To był spokojny weekend, pojechaliśmy tam z wizytą, niezbyt chciało mi się jechać, ale nie żałuję, bo Sandy bardzo chciała, żebym ją odwiedziła.
No i San Francisco ;)
Jak to się wszystko zaczęło - pani Hardesty postanowiła zabrać nas do San Francisco i w końcu zdecydowaliśmy się na weekend 13-15 marca :)
Początkowo miałam być tylko ja i Sandra (która mieszka już z inną rodziną), ale pani Hardesty dowiedziała się, że Jenny - koleżanka ze szkoły, której mama pracuje w sekretariacie Sparks High - nigdy nie była w San Francisco, mimo że mieszka w Reno. Więc tak skończyliśmy we czwórkę - ja, Sandra, Jenny i oczywiście pani Hardesty.
Zdjęć będzie mnóstwo - w samym albumie jest ponad 300 zdjęć ;) (niestety na większości zobaczycie czarną plamkę - moje lustro było brudne i zorientowałam się dopiero, kiedy zrzuciłam zdjęcia na komputer...)
Wyjechaliśmy w piątek rano, przed szkołą, ok. 8 rano. Na miejsce dotarliśmy ok. 11 i od razu zaczęliśmy zwiedzanie!
Na początku poszliśmy do Pier 39 (http://pl.wikipedia.org/wiki/Pier_39):
Alcatraz:
Golden Gate Bridge:
Guma do żucia :)
Ja i Jenny:
A historia jest taka - San Francisco słynie z dużej populacji homoseksualistów, więc postanowiłyśmy z Jenny trzymać się za ręce, haha ;)
Jeśli jeszcze tego nie wiedzieliście - San Francisco słynie również z chleba zwanego 'sourdough', czyli po prostu kwaśnego chleba. Pieczywo w Stanach jest głównie słodkie - nie mam na myśli, że jest posłodzone, po prostu nie ma tej kwaśności, do której jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, ale z drugiej strony sourdough wydaje się o wiele kwaśniejszy niż nasz chleb :)
Następnie przeszłyśmy się po Fisherman's Wharf (http://pl.tixik.com/fisherman%E2%80%99s-wharf-2359405.htm):
Kolejnym punktem był Ghirardelli Square:
Sandra i pani Hardesty w ślicznej kawiarence na Ghirardelli Square:
Lunch zjadłyśmy w tej restauracji McCormick & Kuleto's:
Ja i Jenny:
W sklepie ze słodyczami:
Ulice San Francisco:
Między innymi słynna pokręcona Lombard Street (http://pl.wikipedia.org/wiki/Lombard_Street_(San_Francisco)):
No i w dalszym ciągu ulice San Francisco:
Następnie pojechaliśmy zobaczyć Golden Gate Bridge:
Było wietrznie ;)
Ocean:
Camera Obscura:
Następnie pojechałyśmy do Golden Gate Park, aby zobaczyć Japanese Tea Garden (http://obiezyswiat.org/index.php?action=show&photo=138635):
Po dniu pełnym atrakcji, nadszedł czas na kolację :) Po drodze:
Po kolacji pojechaliśmy do państwa Callahan - to właśnie oni zgodzili się nas gościć - w ich wartym miliony przepięknym domu ;) Don and Duane to rodzice męża córki pani Hardesty :) Mieszkają w Alamo, Kalifornia - około 20, 30 minut od San Francisco. Do domu jeszcze dojdziemy ;)
Następnego dnia, czyli w sobotę wybraliśmy się do San Francisco z panią Callahan używając BART (http://www.bart.gov/). Najpierw wylądowałyśmy w centrum handlowym, nie byłyśmy tam zbyt długo. Potem przeszłyśmy się po mieście:
Następnie dotarłyśmy do Chinatown:
Potem dostałyśmy czas wolny, więc pochodziłyśmy po mieście, oczywiście większość czasu spędziłyśmy w sklepach :)
Po zakupach:
W drodze powrotnej do domu państwa Callahan, pani Hardesty i pani Callahan:
No i teraz, jak obiecałam więcej o domu - to ogromna villa, w stylu meksykańskim. Dom jest po prostu przepiękny, my spałyśmy w domku gościnnym, tuż przy basenie. Widok z domku:
Niestety nie mam zdjęć wnętrz :) Przykro mi! Ale szczerze powiem, że dom był po prostu przepiękny!
W sobotę państwo Callahan zabrali nas na kolację do chińskiej restauracji:
Następnego ranka nadszedł czas na powrót :) Dostałyśmy świetnie, przesmaczne śniadanie i ruszyłyśmy w drogę, ale przed samym wyjazdem zdjęcia, wszyscy razem:
Don, Duane, Sandra, ja, Jenny i pani Hardesty.
To był niesamowity weekend - udało się nam zwiedzić słynne San Francisco i zobaczyłyśmy mnóstwo, jak na tak krótki czas ;) Jedyna rzecz, której nam się nie udało zrobić to przejechać się na cable car, ale to nie koniec świata ;)
Reszta zdjęć:
No i jak myślałam - nie uda mi się tej notki dokończyć dzisiaj, bo jestem strasznie zmęczona - pisałam tę notkę od godziny 20 - jest już 22 - jutro do szkoły, więc przydałoby się trochę przespać ;)
Ale obiecuję, że nadrobię zaległości przed wyjazdem do Los Angeles i Las Vegas - wyjeżdżamy w ten piątek! Od razu, żeby wam wynagrodzić ten czas bez notek, napiszę notkę o Los Angeles i Las Vegas albo na bieżąco (ipod ;)), albo od razu jak wrócę :)
Oczekujcie kolejnej notki do końca tego tygodnia, a najprawdopodobniej jutro :)
5 komentarze:
jak dla mnie bomba! aaaaaaaaaaaaaa ta villa brak słów :D pozytywna zazdrość, buziaki :*
Pat
uaaa :) boskie zdjęcia!
mam pytanie- z jaką fundacja pojechałaś na wymianę? prosze, odpowiedz w komentarzu :)
Pozdrawiam!
Super NOtka.! Super foty :)
Fajnie że wkońcu napisałas ;D
wow superrr zazdroszcze san francisco superrrrr moje marzenie :):P:P:P buziak
Kamkaa
Pobawię się w osobistego
adwokata ; )
Pojechała z fundacji : Perfect .
Napis 'San Fransisco' nad
drogą ... jest magiczny .
Croatoan
Prześlij komentarz