niedziela, 28 grudnia 2008

Scheels; Nowy rok!

W sobotę po raz pierwszy wybrałam się do słynnego, przynajmniej tutaj, sklepu sportowego - Scheels. Muszę przyznać, że to największy sklep w jakim kiedykolwiek byłam ;) W Scheels znajdziesz ogromne działy strzeleckie, dla wszystkich którzy polują, dział dla nurków, dział snowboardowy, z nartami - naprawdę wszystko, czego sobie tylko zapragniesz i co możesz sobie wyobrazić w sklepie sportowym!

Wyglądałam trochę jak nawiedzona turystka, ponieważ sklep otworzyli już chyba miesiąc temu, a ja trafiłam do niego dopiero tego dnia i na dodatek robiłam na okrągło zdjęcia ;)

Pierwsza rzecz, na którą trafiliśmy - akwarium z rybami słodkowodnymi, miało kształt łuku i można było się pod nim spokojnie przechadzać:






Kolejna rzecz, która rzuca ci się w oczy zaraz po wejściu do ogromny diabelski młyn ustawiony pośrodku sklepu!


A sufit jest tak wysoki:




Dodatkowo dla rozrywki możesz posłuchać prezydentów Stanów Zjednoczonych, którzy głównie przemawiają albo opowiadają swoją historię:






Jedna półka działu z maskami do nurkowania:


I moja ulubiona część - wielka góra z wypchanymi zwierzętami - wszystkie są podpisane, w czterech częściach góry możesz pooglądać film o zwierzęciu, które oglądasz...
























Wędki:












No i moja kolejna ulubiona część - samolot:


No i kolejna ulubiona część - akwarium słonowodne:












Nic nie kupowaliśmy, tylko wybraliśmy się, żeby pooglądać :)
Reszta zdjęć:

Scheels





Ostatnie dni minęły leniwie - co prawda znów jestem chora, ale to nie przez to siedziałam w domu. Po prostu chciałam się polenić. Oczywiście trafiłam do centrum handlowego na zakupy po świętach i na ich cudowne przeceny! ;)

Dzisiaj sylwester - szczerze powiedziawszy jakoś nie jestem w nastroju na świętowanie - ot zwykły dzień ;) Ale idę do Mindi, chociaż bardzo mi się nie chce i jakoś nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego wszyscy naokoło byli podekscytowani - ja nie.

Jako, że moja koleżanka z Kalifornii - Marta napisała świetną notkę z podsumowaniem nie tylko 5 miesięcy, ale również całego roku - ja też zdecydowałam się trochę od niej ściągnąć ;)

Rok temu, dokładnie o tej godzinie w Polsce - jest 20 - pracowałam. Tak, jak w tym roku, sylwester jakoś mnie zbytnio nie obchodził, za to pracowałam w doborowym towarzystwie - z moim bratem i jego byłą dziewczyną. W ciągu tego roku wiele się zmieniło, zarówno w moim prywatnym życiu, jak i życiu moich bliskich. Wiem, że rok temu liceum wydawało się dla mnie prawdziwą torturą. Naprawdę go nie lubiłam. Kiedy zdecydowałam się na wyjazd - myślałam o wyjeździe już od świąt - wiedziałam, że to będzie dla mnie szansa na zmianę. Na wyjście z tego dołka, w który wpędziło mnie polskie liceum.
Trochę czasu zajęło mi przekonanie moich rodziców - przecież jedziesz do obcych ludzi, to całe 10 miesięcy i inne zastrzeżenia padały z ich ust, ale ja się nie poddawałam - chyba po raz pierwszy (albo któryś z kolei) walczyłam do końca o to, czego chciałam - walczyłam o coś naprawdę dla mnie ważnego. I nie to, że musiałam z moimi rodzicami walczyć - rozumiałam ich obawy, ale po prostu nie chciałam się poddać. I tak podjęliśmy decyzję - wyjeżdżam na rok do Stanów.
Początkowo wypełnianie papierów wydawało się zabawą - przecież to taki wstęp do całego wyjazdu - ale wierzcie mi, papiery to naprawdę najgorsza część całego wyjazdu ;) Na początku wydają się zabawą, a potem idzie już pod górkę. Musisz prosić o podpisy, o wypełnianie, itd... No, ale wiem, że przez to przebrnęłam i papiery zdałam chyba w marcu - jak się dowiedziałam, za późno.
Potem był tylko stres - czy dostanę rodzinę, jak to wszystko będzie wyglądać. I to uczucie, że wszystko się zmieni, że przede mną coś nowego. Na początku nie chciałam nikomu o tym mówić, powiedziałam tylko paru osobom z klasy - nie chciałam zapeszyć. Ale kiedy dowiedziałam się, że dostałam rodzinę i to w Nevadzie - zdecydowałam się pożegnać z klasą i podziękować za wspólny rok.
Wakacje, a raczej połowa wakacji przebiegła mi z uczuciem 'wyjeżdżam' ;) To naprawdę śmieszne uczucie.
Potem przyszło kupowanie biletu i wszystko stawało się coraz bardziej realne.
I ostatni krok - lotnisko. Pamiętam, że po przejściu przez bramkę, stała za mną kolejna ludzi, rodzice czekali za szybą, chcieli mi pomachać - musiałam kilka razy podskoczyć, żeby im odmachać - i to był ostatni raz, kiedy ich widziałam na żywo. :) Pamiętam ten moment, jak dziś. Potem usiadłam na ławeczce i czekałam na mój samolot. Nie zdawałam sobie sprawy, że to będzie całe 10 miesięcy. Z bratem musiałam się pożegnać już miesiąc przed wyjazdem - on wyjeżdżał do Chin na miesiąc. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, czy się zobaczymy, bo wracał chyba 15 sierpnia, a ja wylatywałam 8.

Pamiętam, że gdy przybyłam na miejsce byłam naprawdę zmęczona, zaspana i nie widziałam, co się dookoła dzieje ;)

8 grudnia minęło 5 miesięcy, ale to nie jest połowa mojego pobytu w Stanach. Połowa minie 8 stycznia 2009 roku, a dlaczego? Ponieważ zamierzam wykorzystać grace period, czyli 30 dni od terminu wygaśnięcia wizy (w moim przypadku 30 czerwca 2009), i odwiedzić mojego wujka w New Jersey i rodzinę w NYC.

Co się zmieniło? Na pewno w jakimś stopniu dorosłam - często muszę polegać na sobie. Mam co prawda host rodzinę, ale w dalszym ciągu jestem tu sama. Były takie momenty, kiedy samotność i tęsknota po prostu nie dawały mi spokoju, były łzy, ale wydaje mi się, że teraz jestem silniejsza i gotowa na nowe wyzwania. :)

Co prawda nic nie jest tak, jak sobie wyobrażałam, ale jest nawet lepiej!

Szkoła nie jest dla mnie trudna, ale to moje zdanie. Język nie jest już dla mnie przeszkodą, co nie oznacza, że nie popełniam głupich błędów - głównie z akcentowaniem wyrazów ;D Znalazłam znajomych, staram się cały czas robić zdjęcia i czekam na więcej w tym nowym roku, którego połowę spędzę jeszcze w Stanach. Nie mogę się doczekać mojej wizyty w NYC i NJ.
Wiem, że ta przygoda będzie miała wpływ na całe moje życie i patrząc teraz na wszystko, co się działo - nie żałuję tej decyzji - cieszę się, że zdecydowałam się wyjechać, że teraz tu jestem i spełniam swoje marzenia :)

W związku z tym, chciałabym życzyć Wam wszystkim szczęśliwego nowego roku! Spełniajcie swoje marzenia, jeśli chcecie wyjechać - wyjeżdżajcie, to naprawdę świetnie uczucie, kiedy doprowadzicie coś do końca. ;)




I na koniec parę zdjęć Jessici, które zrobiłam wczoraj: