poniedziałek, 29 czerwca 2009

Reno Rodeo

Jak już wspomniałam w poprzedniej notce w zeszły czwartek byliśmy na rodeo! Oczywiście było to moje pierwsze rodeo w życiu.
Było całkiem fajnie, najpierw było ujeżdżanie koni - musiałeś się utrzymać na koniu dłużej niż 8 sekund i wtedy sędziowie oceniali twój 'występ' - im wredniejszy koń, tym lepszy wynik ;)

Następne było wiązanie bydła. Cielak jest pomiędzy dwoma koniami, jeden z kowbojów musi zeskoczyć z konia, złapać cielaka, przewrócić go na bok i związać 3 nogi. Szczerze powiedziawszy trochę smutno mi się patrzyło na te cielaki, ale już taka ich rozrywka. Ta konkurencja też była na czas.

Później początek był mniej więcej taki sam, ale jeden jeździec musi złapać bydlaka na lasso za głowę, drugi za tyle nogi.

Pierwsza konkurencja to była jazda bez siodła, potem było ujeżdżanie konia, ale w siodle.

Potem nastąpiła krótka przerwa na akrobatykę na koniach... Obejrzyjcie sobie zdjęcia - to było po prostu niesamowite!

Po akrobatyce na scenę wkroczyły bizony (nie żubry, bo te zamieszkują tylko Europę) ;) Był to kolejny show, z dwoma 'trenerami', którym udało się wpędzić żubry na tył ich przyczepy, która wjechała na arenę.

Kolejna konkurencja była śmieszna - ludzie w parach musieli złapać cielaka i zawiązać wstążkę na jego ogonie - wierzcie lub nie, to wcale nie jest takie łatwe ;)

Po wiązaniu wstążek była jazda na owieczkach - ale nie martwcie się, na ich grzbietach były tylko małe dzieciaki ;) Utrzymywały się może maksymalnie 2 sekundy.

Nie lubiłam następnej konkurencji - musiałeś złapać cielaka na lasso za szyję i związać 3 nogi... Wyglądało to dramatycznie - ten moment, kiedy cielak był złapany na lasso! Nie chciałam nawet tego oglądać, mimo, że cielakom nic się nie działo i wszystko nadzorowali weterynarze.

Potem były beczki - konkurencja na czas dla kowbojek, musiały galopować na koniu omijając beczki.

Następnie coś, na co wszyscy czekali - najciekawsza i najbardziej emocjonująca konkurencja - ujeżdżanie byka. Tuż przed rozpoczęciem były fajerwerki.
Zasady były podobne do ujeżdżanie konia, z tą różnicą, że mało kto był na byku całe 8 sekund!
Jedna osoba została kopnięta przez byka - było na pewno emocjonująco!

Byki to była ostatnia konkurencja, bo jak powiedziała Ann po tym wszyscy idą do domu.

Rodeo było dla mnie czymś nowym - nie wiem, czy to dla mnie jakaś niesamowita rozrywka - nie zostałam wychowana na dzikim zachodzie, więc dla mnie idea łapania małego cielaka na lasso nie kojarzy się z zabawą ;) Oczywiście mogłam poznać coś nowego, z czego bardzo się cieszę!

A co u mnie? Nie wiem, czy wam wspominałam, a wydaje mi się, że powinnam - jak spakowałam się na powrót ;)

Łatwo nie było - to na pewno. Wiedziałam, że będę musiała wysłać paczkę do domu - nie miałam co do tego wątpliwości. Spakowałam więc moje rzeczy zimowe, to czego nie będę nosiła w Jersey do wielkiego pudła, oczywiście wyliczając wcześniej koszty wysyłki. Mój plan był taki: wysłać paczkę Polamerem, ale niestety nie ma tutaj nigdzie ich biura, więc muszę najpierw wysłać paczkę do Chicago, co oznacza, że musiałam sprawdzić ceny USPS. Okazało się więc, że paczka do Chicago w UPS (ostatecznie wyszło, że jest bliżej, bo tam poszłam zważyć paczkę) będzie mnie kosztować $60 (w USPS ok. $59), więc w porównaniu USPS nie robiło mi to wielkiej różnicy. Niestety Polamer wprowadził mnie w błąd, ponieważ ma stronie dwa kalkulatory do wyliczania kosztów wysyłki, a dokładniej ma dwie strony. Początkowo więc myślałam, że wysyłka do Polski będzie mnie kosztowała $74, ale niestety okazało się, że kwota wzrosła do $100,35 po wysłaniu maila, żeby się upewnić, co do kosztów wysyłki.

Razem paczka będzie mnie kosztować $160... Dla mnie to kupa kasy, ale nie mam innego wyboru - moje walizki ważą idealnie, a paczka waży 67 funtów, czyli 30kg.

Jeśli miałabym dla was jedną radę - jeśli będziecie w Stanach, nie martwcie się o to, ile kupujecie (bo i tak nie będziecie się martwić, hehe), tylko powoli wysyłajcie coś do domu - np. po zimie wyślijcie zimowe kurtki, po jesieni jesienne ciuchy, coś czego już nie będziecie nosić, a będzie wam na pewno łatwiej! I nie wysyłajcie paczek do Polski przez UPS, USPS czy FedEx, bo będzie was to kosztowało kilkaset dolarów, starajcie się je wysyłać Polamerem (nie, niczego nie reklamuję, ta opcja jest po prostu najtańsza).

Moja paczka dotrze do domu zapewne PO moim powrocie ;)
Oczywiście jeszcze jej nie wysłałam - dziś załatwiłam money order, paczka jest już spakowana, zaklejona i czeka na UPS, gdzie jeszcze dzisiaj trafię.

Trochę nie ma jak wierzyć w to, że pojutrze już mnie tu nie będzie! Ale takie jest życie i tak musi być. Mam nadzieję, że nigdy nie zapomnę tej przygody, bo niestety mój czas wymiany już się skończył - teraz tylko moja kolejna przygoda, którą sama sobie zaplanowałam!

A teraz pytania...

Maja damn...i think i'm falling apart. and i really do not want that right now

o co chodzi z tym?? czemu robisz falling apart???
moze troche nam czytelnikom wiecej bedziesz zdradzac co sie u ciebie dzieje , bo zawsze tylko tak opisujesz co robisz;p

"Robię falling apart", hehe... No cóż, logicznie rozumując chyba mam prawo do smutku ;) Opuszczam swoich przyjaciół, znajomych, swoje życie, które wiodłam przez rok. Niestety jeśli chodzi o ten wyjazd, mam świadomość, że już tutaj nie wrócę. I teraz, aby nie tworzyć kolejnych pytań - planuję tu wrócić w odwiedziny, ale nic więcej. Na dodatek te plany nie są bliżej niż co najmniej rok, a nawet 2 lata.
Pożegnania są ciężkie.

powiesz mi jak dokładnie jest z wizami? ile trwają? słyszałam o takim czymś jak trwające na 2-5 tyg obozach w ameryce organizowanych przez szkoły. Łatwo dostać na nie stypendia, ale ehhm nie wiem jak z wizą bo po tym miałabym jechac na wymiane.
Wybaczcie moją delikatną irytację, ale zadajecie mi pytania, na które możecie sami łatwo znaleźć odpowiedź. Nie wiem, czy ludzie robią to z lenistwa, czy z wygody, ale mimo wszystko muszę przyznać, że jest to po prostu irytujące...
Jeśli chcecie wyjechać na wymianę proponowałabym usamodzielnienie się, bo w Stanach nikt wam niczego nie będzie postawiać pod nos - nie będzie tam rodziców, którzy będą się wami zajmować 24/7.
Co do wiz, oczywiście, że odpowiem na to pytanie, eech.
Po pierwsze są różne typy wiz. Wiza, której potrzebujesz na wymianę to wiza J-1. Nie mam zielonego pojęcia jaką wizę dostajesz na ten obóz, bo nigdy o czymś takim nie słyszałam (spytaj organizatorów, potem użyj google...). Wiza J-1 jest wystawiania na czas wymiany - musisz posiadać dokument od organizacji, która jest twoim sponsorem i to oni właściwie ustalają datę. Dokument ten nazywa się I-901 (nawet wstałam, żeby sprawdzić w moich papierach...) i musisz za niego zapłacić $100 plus inne opłaty wizowe - informacje znajdziesz na stronie ambasady.
Mój dokument mówił 1 sierpnia 2008 do 30 czerwca 2009 roku, ale oczywiście dokument nie jest gwarancją, że otrzymasz wizę na taki czas, bo wizę daje mi konsul w ambasadzie. Oczywiście z wizą J-1 jest i tak najłatwiej, bo wiadomo, że wrócisz...
Dodatkowo, jeśli posiadasz wizę J-1 masz tzw. Grace Period. Trwa on 30 dni od daty zakończenia wizy, jest to czas na podróżowanie po Stanach, więc w moim wypadku mam czas do 30 lipca, właśnie dlatego wylatuję 26.
Jeszcze raz przepraszam za irytację, ale naprawdę, mamy tyle zasobów. Nawet nie musisz nigdzie dzwonić, wszystko czego ci potrzeba to wyszukiwarka internetowa...

To ja też mam pytanie, nawet 2 ;)
1) Jak tam w stanach wygląda zmierzcho [twilight/new moon] i pattinsomania ;D
2) i jak wygląda żałoba po królu popu

Kolejne niesamowite pytania, hehe...
Nie wiem, co dokładnie napisać. Zacznijmy od Twilight... Na pewno ma duże grono fanów. Dla przykładu Robert Pattison jest na pewno jednym z tych aktorów, którzy wywołują wiele pisków - pamiętam, jak byłam w kinie na Transformers 2 i była zapowiedź New Moon... Wow, było głośno od tych wszystkich pisków ;) Moja reakcja: "WTF?", bo tak naprawdę do przedwczoraj jakoś nie chciałam mieć nic wspólnego z Twilight. Niestety potrzebowałam książki, którą mogłabym czytać w samolocie, więć ściągnęłam na mojego iPoda pierwszą część. Zaczęłam czytać, żeby się trochę wciągnąć i nie zaczynać od nowa w samolocie, ale naprawdę mnie wciągnęło i przeczytałam całą książkę w niecałe 2 dni... ;) Teraz jestem w trakcie New Moon. Szczerze powiedziawszy, podejrzewam, że ktokolwiek lubił kroniki wampirów Ann Rice, może również polubić Twilight. To właściwie wszystko, co o tym wiem. Niestety nie jestem jedną z gorliwych fanek Edwarda Cullena i Belli Swan, ale wiem, że łatwo tutaj takich ludzi znaleźć. I tak samo jak w Polsce, Twilight zarabia tutaj sporo kasy.

Co do śmieci Michaela Jacksona. Wiem tyle, ile wy wiecie. W moim życiu nic się nie zmieniło, nie mam znajomych, którzy są w żałobie. Nie wiem, o co pytasz. Oczywiście, to naprawdę smutne, że tak młody i utalentowany człowiek zmarł, ale żałoba w Polsce niczym się nie różni od żałoby tutaj. Gorliwi fani zapewne są w żałobie, ale takowych nie znam. Wiem jedno - na śmierci Jacksona zarobi się jeszcze więcej niż za jego życia - niemal każdy muzyczny portal promuje jego największe hity...

***

Pojutrze wsiadam na samolot do Newark. Prawdopodobnie to moja ostatnia notka ze Sparks, NV.
Chciałabym wam wszystkim podziękować za śledzenie mojego bloga, bo to właśnie dzięki wam nie przestałam pisać. Byłoby super, gdybym napisała więcej notek, gdyby nie było miesięcznych przerw, ale mimo wszystko jakoś mi się udało dociągnąć do końca mojej wymiany. Jedno jest pewne - to nie koniec tej przygody! :)
Mam mnóstwo planów na przyszłość, po moim powrocie do Polski. Nie wiem, czy większość z nich wypali, ale wolę mieć plany niż nic nie robić!
Szczerze powiedziawszy nie mogę się doczekać mojego powrotu!

No cóż, to właściwie byłoby na tyle. Do napisania. Już z Jersey ;)