poniedziałek, 22 lutego 2010

Po staremu...

Po raz kolejny dziekuje za komentarze, przepraszam za zwloke i zabieram sie za nadrabianie strat ;) Ta notka miala powstac juz jakis czas temu, mam nawet jej szkic, ale nie potrafilam skleic czegos, co nie wygladaloby jak chaotyczne bredzenie ;) Pewnie glownie dlatego, ze sie spieszylam. Zreszta ostatnio czesto musze sie gdzies spieszyc albo z czyms spieszyc - wczoraj, w niedziele, mialam wolne i byl to taki dzien dla mnie, spokojnie i sympatycznie spedzony :) Dzisiaj niestety jestem w pracy, jutro tak samo. I nie ma co prawda az takiego ruchu wiec moze byc ;) Pogoda w koncu sie poprawia, a wraz z nia humor ;)

Jak bylo w Londynie? Bylo ciekawie, to na pewno. Kilku rzeczy nie udalo mi sie zobaczyc, kilku po prostu nie mialam ochoty ogladac. Ogolem jak zwykl chodzilam po Londynie, na zakupy, do kolezanki do pracy i tak dalej... Centrum zwiedzilam glownie noca i wbrew pozorom nie zrobilam zbyt wielu zdjec.
Jesli chodzi o ilosc anglikow w samym Londynie to stanowia oni prawie mniejszosc... Przez swoj akcent chyba ze cztery razy uslyszalam pytanie czy jestem ze Stanow i nawet raz, nie mogac sie powstrzymac, w Starbucksie opowiedzialam, ze jestem i tak zaczela sie rozmowa o tym, jak to pochodze z Nevady, hehe... Bylo smiesznie :)
Jesli chodzi o moje ulubione miejsce w Londynie to pewnie Camden Town - to dzielnica pelna skrajnosci, ludzi o przeroznych oryginalnych osobowosciach i stylach. Jest tam po prostu bardzo ciekawie!
Smieszne w Londynie jest imprezowanie, na ktore nie bylam w ogole przygotowana, dlatego tez zdecydowalysmy razem z moja przyjaciolka, ze to zostawimy sobie na nastepny raz. A imprezy w Londynie sa wrecz interesujace - po pierwsze do klubu nie wejdziesz w obuwiu nieoficjalnym wiec mozna zapomniec o bialych adidasach ;) Hitem londynskiej mody sa balerinki, ktore mozna zwinac lub zlozyc na pol tak zeby zmiescily sie w malej torebce, a wszystko po to zeby na impreze pojechac w niebotycznych szpilkach, a w trakcie tanczyc w balernikach - no i po imprezie oczywiscie w nich wracac ;) Juz za cos takiego mozna Londyn pokochac, hehe.
Wielkim minusem jest mnostwo Polakow, co troche irytowalo, bo mozna ich spotkac na kazdym kroku i niestety opinia jaka Polacy sobie wyrobili nie jest bezpodstawna. Bo wystarczy wyslac kogos za granice, a od razu odbija mu woda sodowa do glowy i rosnie ego do monstrualnych rozmiarow :) To bardzo przykre, bo to jest taka polska mentalnosc. Od zawsze mnie to irytowalo, ale w Londynie odczuwa sie to jeszcze bardziej... Oczywiscie nie mowie, ze kazdy Polak jest taki sam i tak samo sie zachowuje, ale niestety jest to zdecydowana wiekszosc.

Pewnego razu trafilam rowniez na uczelnie, na ktora chcialabym sie dostac - London University of Arts. Maja tam bardzo ciekawy kierunek - Fashion Photography, na ktory z checia bym sie wybrala. Na poczatku przez pierwszy rok musialabym skonczyc Foundation in Arts and Design. Porozmawialam sobie z sympatyczna pania, chociaz nie powiedziala mi nic nowego. sa momenty w ktorych jestem zdecydowana na nauke w Londynie, a czasami chcialabym pojechac gdzies dalej. No coz, mam jeszcze czas i w koncu bede musiala podjac ta decyzje ;) jak na razie glowna przeszkoda w studiowaniu w Stanach sa pieniadze, ale bede probowac :) Wiem, ze wszystko moze sie zdarzyc!

Co do reszty mojego zycia, hehe, bez rewelacji. Pracuje, ucze sie - jeden semestr juz za mna, zdany zreszta calkiem niezle :) A oprocz tego czasami zrobie jakis plakat na impreze ;) Czasami nawet pojde na jakas impreze, hehe... Po prostu zyje - ostatnio bez zadnych glebszych refleksji, nie jest jakos niesamowicie ani jakos bardzo zle - po prostu jest jak jest.

A w kwietniu do Wenecji :)


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Fajnie ze sie odezwalas!!Kurcze gratuluje Ci jak juz w samym Londynie pytaja sie Ciebie,czy jestes amerykanka hah i dobrze powieddzialas ja tez bytm przytaknela bedac na Twoim miejscu,a cooo nie mozna? ;p.Ah nawet nie wiesz jak ja Ci zazdrosze,bardzo wiele bym dala zeby tak mowic.Ale niestety w polsce raczej takiego akcentu jak native speaker nie zyskasz,najlepiej jest wasnie tak wyjechac jak Ty to zrobilas,wtedy stopniowo Ci idzie coraz lepiej.Fajnie ze sie odezwalas,powodzenia w dalszym zyciuu;)Pozdrawiam i wierze,ze uda Ci sie zrealizowac ten plan i bedziesz studiwac w USA,bede trzymac za Ciebie kciuki,zreszta za siebie tez bo sama mam taki plan ;)buziaki:*

Anonimowy pisze...

aha jeszcze jedno:pewnie nie raz juz to pisalam,ale po raz kolejny gratuluje Ci odwagi ze zdecydowalas sie na wyjazd.Mam naprawde ogromny szacunek dla takich ludzi i jestem pelna podziwu.Zreszta nawet Ty teraz mozesz bycc z siebie dumna,razem ze mna ;p.Mnie czeka taki wyjazd pod koniec czerwca,na floryde.Niby jescze troche czasu ale czuje sie jakos dziwnie,chwilami jestem ogromnie podekscytowana i w siodmym niebie,chce aby ten dzien nadszedl jak najszybciej a za chwile ogarnia mnie paniczny lęk...i niepewność.Ile mnie to kosztuje;p.ale najwazniejsze jest dla mnie,ze juz doszlam do tego bylo to moim marzeniem i teraz gdy mam okazje wyjechac i wszystko jest na dobrej drodze,nie moge stchorzyc,w koncu kto nie ryzykuje ten nie zyje.;)

Anonimowy pisze...

Kurcze, chcialabym uslyszec Twoj akcent po roku w USA... Moze da sie to jakos zalatwic? :D