poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Prom & Lip Sync

Jeśli chodzi o prom i lip sync nie ma zbyt dużo do opisania ;)

Zacznijmy od promu - to po prostu bal, potańcówka - mogą się na nią wybrać juniorzy i seniorzy. Zwykle amerykańskie licea organizują prom, tak jak my naszą studniówkę, płacąc za jakiś lokal, ale nie Sparks High ;)

Sparks High School dekoruje własną salę gimnastyczną, jak to było za dawnych czasów, i prom odbywa się w szkole :)

Pomagałam dekorować salę i zajęło nam to około tygodnia, kosztowało to mnóstwo pracy ;) Zwłaszcza tunel:














Te zdjęcia zrobiłam w piątek, po południu, dzień przed prom'em ;) Więc wyobraźcie sobie tą salę z lekkim oświetleniem, w nocy ;) Było po prostu niesamowicie.

Zwykle przed każdą potańcówką uczniowie wybierają się na kolację - wybór należy do ciebie :)

Zwykle chłopak zaprasza cię na prom i płaci za kolację, i tak dalej... ;)
Chłopak, z którym ja miałam iść, był...hmm...po prostu dupkiem, hehe, więc w ostatniej chwili zdecydowałam się pójść sama i poszłam na kolację i na prom z moimi przyjaciółmi, między innymi Amandą, Raquel i Alycią :)

Ja i Amanda:




Ja, Raquel, Amanda i Alycia:


Ja, Josh (chłopak, z którym poszła Amanda), Raquel i Alycia:


Na kolacji, ja i Amanda:


No i my we czwórkę:


Na kolację wybrałyśmy się z Paige i jej chłopakiem, Jessicą i Tim'em oraz Danny. Ja, Alycia i Danny nie miałyśmy 'date', czyli chłopaka na prom ;) Raquel poszła ze swoim znajomym Fritz'em.
Danny poszła sama z wyboru, ja właściwie też, a Alycia zerwała ze swoim chłopakiem dzień przed prom'em - właściwie wszystko spowodował chłopak, z którym ja miałam iść na prom ;) Długa historia, dużo dramatyzmu - jak to zwykle w amerykańskim liceum :)
Na kolację poszliśmy do Biscotti's w hotelu Peppermill :) A potem oczywiście wybraliśmy się na prom! Świetnie się bawiłam i przetańczyłam całą noc! ;) Prom skończył się o 23 i pojechaliśmy do Denny's na 'śniadanie' ;)
A potem nie miałam już nawet siły siedzieć, haha, więc wróciłam do domu.



I teraz Lip Sync - czyli właściwie konkurs playback'u! ;)
To naprawdę 'słynny' konkurs w Sparks High, filmy z zeszłego roku, żeby pokazać wam, jak to mniej więcej wygląda:




Na początku niezbyt chciałam występować, ale potem zdecydowałam, że nie ma co stracić takiej szansy, więc zebrałam 3 koleżanki - Jenny, Shaine i Paola, castingi miały być 26 marca, pracę nad wszystkim zaczęłyśmy trochę wcześniej - jeszcze przed prom'em (21 marca), ale nie miałyśmy zbyt wiele czasu :) Musiałyśmy wymyślić choreografię do piosenki - Lose My Breath by Destiny's Child, jakoś wszystko w końcu zebrałyśmy, każda z nas znała słowa i przeszłyśmy casting ;) Sam konkurs był 2 kwietnia - właściwie wiedziałyśmy, że nie wygramy - było dużo innych numerów, które były o wiele lepsze, ale robiłyśmy to dla zabawy ;D

Ja i Jenny przed występem:


Jenny i Paige:




Z Raquel:


I jeszcze raz z Jenny:


Niestety nie zrobiłyśmy zdjęć w kostiumach, bo po prostu nie było na to czasu, to była zwariowana noc i znów, świetnie się bawiłam! ;)
Będzie można kupić DVD z konkursem, więc jak je dostanę to zapewne wam pokażę :)

No i to właściwie wszystko - nadrobiłam zaległości! ;)

Czas mija bardzo szybko i już właściwie niedługo wracam do Polski ;)
Naprawdę nie chce mi się iść z powrotem do liceum, ale niestety jest jak jest.
Co mnie jeszcze czeka? W ten piątek, jak już wspomniałam, wyjeżdżamy do Los Angeles i Las Vegas! Nie mogę się doczekać! :) Wyjeżdżamy na tydzień - wracamy w niedzielę 19 kwietnia, a w weekend po tym są 1 urodziny Drue! :)

Będę pisać, co u mnie słychać - oczywiście w miarę możliwości ;)


niedziela, 5 kwietnia 2009

Co nowego!

Po pierwsze - przepraszam, że tak długo nie pisałam :)

Mam MNÓSTWO do napisania! Po pierwsze - Redding, San Francisco, prom, lip sync... Nie wiem, czy uda mi się o wszystkim napisać na raz, a nie chcę żebyście dłużej czekali, więc możliwe, że podzielę post na dwie części :)

Zacznę od weekendu w Redding. Wyjechaliśmy w piątek zaraz po szkole - pojechałam ja, Ann i Kane. Podróż trwała ok. 3 godzin.
Redding to nieduże miasteczko w Kalifornii - mieszka tam Sandry, mama Ann - to właśnie ją pojechaliśmy odwiedzić.
Co robiliśmy? Na miejsce dotarliśmy około 6, zjedliśmy kolację i trochę zmęczeni poszliśmy spać. Następnego dnia pojechaliśmy w piątek - razem z Raylee - wnuczką Sandy i bratanicą Ann, do centrum handlowego - trochę pochodziliśmy, a potem pojechaliśmy do In-N-Out, żeby zjeść lunch, a potem wróciliśmy do domu. Potem pojechaliśmy do parku. Następnego dnia - w niedzielę - pojechaliśmy pograć w mini-golfa :) I wróciliśmy do domu. To był spokojny weekend, pojechaliśmy tam z wizytą, niezbyt chciało mi się jechać, ale nie żałuję, bo Sandy bardzo chciała, żebym ją odwiedziła.






No i San Francisco ;)
Jak to się wszystko zaczęło - pani Hardesty postanowiła zabrać nas do San Francisco i w końcu zdecydowaliśmy się na weekend 13-15 marca :)

Początkowo miałam być tylko ja i Sandra (która mieszka już z inną rodziną), ale pani Hardesty dowiedziała się, że Jenny - koleżanka ze szkoły, której mama pracuje w sekretariacie Sparks High - nigdy nie była w San Francisco, mimo że mieszka w Reno. Więc tak skończyliśmy we czwórkę - ja, Sandra, Jenny i oczywiście pani Hardesty.

Zdjęć będzie mnóstwo - w samym albumie jest ponad 300 zdjęć ;) (niestety na większości zobaczycie czarną plamkę - moje lustro było brudne i zorientowałam się dopiero, kiedy zrzuciłam zdjęcia na komputer...)

Wyjechaliśmy w piątek rano, przed szkołą, ok. 8 rano. Na miejsce dotarliśmy ok. 11 i od razu zaczęliśmy zwiedzanie!
Na początku poszliśmy do Pier 39 (http://pl.wikipedia.org/wiki/Pier_39):


Alcatraz:


Golden Gate Bridge:




Guma do żucia :)




Ja i Jenny:

A historia jest taka - San Francisco słynie z dużej populacji homoseksualistów, więc postanowiłyśmy z Jenny trzymać się za ręce, haha ;)





Jeśli jeszcze tego nie wiedzieliście - San Francisco słynie również z chleba zwanego 'sourdough', czyli po prostu kwaśnego chleba. Pieczywo w Stanach jest głównie słodkie - nie mam na myśli, że jest posłodzone, po prostu nie ma tej kwaśności, do której jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, ale z drugiej strony sourdough wydaje się o wiele kwaśniejszy niż nasz chleb :)





Następnie przeszłyśmy się po Fisherman's Wharf (http://pl.tixik.com/fisherman%E2%80%99s-wharf-2359405.htm):




Kolejnym punktem był Ghirardelli Square:






Sandra i pani Hardesty w ślicznej kawiarence na Ghirardelli Square:


Lunch zjadłyśmy w tej restauracji McCormick & Kuleto's:


Ja i Jenny:


W sklepie ze słodyczami:


Ulice San Francisco:


Między innymi słynna pokręcona Lombard Street (http://pl.wikipedia.org/wiki/Lombard_Street_(San_Francisco)):






No i w dalszym ciągu ulice San Francisco:














Następnie pojechaliśmy zobaczyć Golden Gate Bridge:










Było wietrznie ;)








Ocean:




Camera Obscura:












Następnie pojechałyśmy do Golden Gate Park, aby zobaczyć Japanese Tea Garden (http://obiezyswiat.org/index.php?action=show&photo=138635):
















Po dniu pełnym atrakcji, nadszedł czas na kolację :) Po drodze:








Po kolacji pojechaliśmy do państwa Callahan - to właśnie oni zgodzili się nas gościć - w ich wartym miliony przepięknym domu ;) Don and Duane to rodzice męża córki pani Hardesty :) Mieszkają w Alamo, Kalifornia - około 20, 30 minut od San Francisco. Do domu jeszcze dojdziemy ;)

Następnego dnia, czyli w sobotę wybraliśmy się do San Francisco z panią Callahan używając BART (http://www.bart.gov/). Najpierw wylądowałyśmy w centrum handlowym, nie byłyśmy tam zbyt długo. Potem przeszłyśmy się po mieście:












Następnie dotarłyśmy do Chinatown:




















Potem dostałyśmy czas wolny, więc pochodziłyśmy po mieście, oczywiście większość czasu spędziłyśmy w sklepach :)

Po zakupach:


W drodze powrotnej do domu państwa Callahan, pani Hardesty i pani Callahan:


No i teraz, jak obiecałam więcej o domu - to ogromna villa, w stylu meksykańskim. Dom jest po prostu przepiękny, my spałyśmy w domku gościnnym, tuż przy basenie. Widok z domku:




Niestety nie mam zdjęć wnętrz :) Przykro mi! Ale szczerze powiem, że dom był po prostu przepiękny!

W sobotę państwo Callahan zabrali nas na kolację do chińskiej restauracji:






Następnego ranka nadszedł czas na powrót :) Dostałyśmy świetnie, przesmaczne śniadanie i ruszyłyśmy w drogę, ale przed samym wyjazdem zdjęcia, wszyscy razem:

Don, Duane, Sandra, ja, Jenny i pani Hardesty.

To był niesamowity weekend - udało się nam zwiedzić słynne San Francisco i zobaczyłyśmy mnóstwo, jak na tak krótki czas ;) Jedyna rzecz, której nam się nie udało zrobić to przejechać się na cable car, ale to nie koniec świata ;)

Reszta zdjęć:


No i jak myślałam - nie uda mi się tej notki dokończyć dzisiaj, bo jestem strasznie zmęczona - pisałam tę notkę od godziny 20 - jest już 22 - jutro do szkoły, więc przydałoby się trochę przespać ;)
Ale obiecuję, że nadrobię zaległości przed wyjazdem do Los Angeles i Las Vegas - wyjeżdżamy w ten piątek! Od razu, żeby wam wynagrodzić ten czas bez notek, napiszę notkę o Los Angeles i Las Vegas albo na bieżąco (ipod ;)), albo od razu jak wrócę :)
Oczekujcie kolejnej notki do końca tego tygodnia, a najprawdopodobniej jutro :)