sobota, 11 lipca 2009

Sparks vs. Clifton (i reszta NJ), czyli zachodnie, a wschodnie wybrzeże... Plus milion nowości.

Różnice między dwoma wybrzeżami zaczęłam już zauważać tej samej nocy, kiedy tu przyleciałam. Aktualnie mieszkam w Clifton, ale szczerze powiedziawszy tutaj to nie robi zbytnio różnicy, bo granice między miastami są dla mnie właściwie niewidoczne. Być może głównym powodem jest fakt, że tu nie mieszkam, ale te wszystkie miasteczka są ściśnięte obok siebie, może czasem musisz przejechać się kawałek autostradą, ale mimo wszystko tak właśnie było też w Sparks, które było zdecydowanie większym miastem.

Wschód wydaje mi się...starszy, i patrząc na historię Stanów jest starszy. O ile Sparks i Reno wydawały się porządne, ułożone, wszystko na swoim miejscu to tutaj jest trochę inaczej. Płyty chodnikowe się wykrzywiają, niskie murki są popękane i rośnie na nich mech, słupy elektryczne są drewniane. Jest jakoś inaczej.

Oczywiście zaznaczam, że oceniam wszystko z mojego punktu widzenia, a byłam przecież w Nevadzie - odwiedziłam miasta bardziej na zachód, jak San Franciso, czy Los Angeles, ale w nich nie mieszkałam. Mogę więc oceniać to jako Sparks/Reno vs. New Jersey - nie chcę, abyście myśleli, że w San Francisco jest tak samo, jak w Sparks, bo są ogromne różnice!

Stany Zjednoczone są ogółem krajem, w którym mieszka ogromna mieszanka narodowości, ale w Sparks/Reno można było spotkać więcej Meksykanów lub ludzi z Ameryki Południowej, niż innych imigrantów. Oczywiście większe metropolie na zachodzie (znów SF i LA) mają więcej imigrantów i geograficznie, i historycznie jest tam więcej imigrantów z Azji. Natomiast tutaj możesz spotkać mnóstwo Polaków i innych Europejczyków. Jak wiecie mój wujek i ciocia też przyjechali tutaj już dawno temu z Polski, mają polskich znajomych, są tutaj polskie sklepy (w którym właśnie byliśmy), polski bank Wawel. Jedno z miast jest zamieszkane w 80% przez Polaków, tutaj nie musisz nawet znać angielskiego! Być może nie powinnam być tym tak zaskoczona, ale po 11 miesiącach szukania polskich napisów, nazw, nazwisk czy czegokolwiek innego w Sparks/Reno dostałam tutaj oczopląsu i jeszcze do teraz nie wiem do końca, gdzie jestem, bo czuję się jak w Polsce. Ludzie naokoło mnie mówią po polsku w sklepie, widzę polskie produkty - tylko brakuje mojego Białegostoku i rodziny :)

***

Jak nie przytyć w Stanach?

W końcu dostałam pytanie o wadze i wcale nie uważam żeby było głupie ;) Przed moim wyjazdem sama zastanawialam się, czy przytyje, dla mnie to również było jedno z pytań które najchętniej sama chciałabym zadać, ale wystarczylo popatrzeć na czyjeś zdjęcia z początku wyjazdu i pod koniec...

Ja w Stanach nie przytylam. A raczej przytylam, ale jeśli o mięśnie - wszystko dzięki Team Sports, ba które zdecydowałam się w pierwszym semestrze plus trochę biegania w cross country.
Jeśli chodzi o jedzenie to nie mogę powiedzieć, że odmawialam sobie fast foodów, słodyczy czy innych kalorycznych produktów :) Po prostu cwiczylam i wszystko od razu zrzucalam. Teraz, podczas mojego pobytu w New Jersey urosła mi malutka oponka, hehe, bo nic innego tu nie robię tylko jem, ale po powrocie do Polski w końcu sie poruszam ;) I przypominam, że wracam już w ta niedzielę, w Warszawie będę w poniedziałek o 11, a potem jeszcze dojazd do Białegostoku.

Posumowujac - jeśli nie chcesz przytyć w Stanach musisz sie troszkę napocic - dosłownie, nie w przenosni :)

***

Nie w zeszła, ale w jeszcze jedna niedzielę przed wybralismy się na statue wolności. Co tu dużo opowiadać? Na wyspę doplywa sie ferry, najpierw zatrzymuje się na Ellis Island, na której nie byliśmy, bo jest tam tylko muzeum, a później na Liberty Island. Niesety na statuę wchodzic nie można, chyba, że zrobi sie bezpłatna rezerwacje dwa tygodnie przed o czym nie mieliśmy pojęcia. Pochodzilismy więc po wyspie, porobilismy zdjęcia i potem zajechalismy do restauracji Wawel na obiad - zjadłam niezłego schabowego ;)

Natomiast w zeszły weekend pojechaliśmy na biwak w stanie Nowy Jork. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce w piątek oczywiście lało... Nie dojże wilgotność jest tutaj zabójcza to jeszcze zaczęło padać, więc pierwsza noc spędziłam wdychajac wodę, hehe... Następnego dnia obudzilam się oczywiście w złym humorze, bo wszystko w namiocie wydawało się mokre, ale szybko mi przeszło, wzięłam prysznic, słoneczko zaczęło wszystko suszyć i już było super :)

I tak zaczyna się ten tydzień - mój ostatni tydzień w New Jersey/Nowym Jorku. W poniedzialek spedzilam pol dnia w sklepie (wlasnie tak robie zakupy, hehe). Jak już kiedyś wspominalam mam również rodzinę na Brooklynie, miałam pojechać do nich na kilka dni zaczynając od wczoraj (wtorek), ale niestety deszcz zrujnował moje plany. Więc w Nowym Jorku jestem dzisiaj (sroda) i zostaje tu do jutra - będę nocować u mojej rodziny na Brooklynie.

Własnie wracam metrem z Coney Island. Posiedziałam trochę na plaży, przeszłam się po drewnianym chodniku i właśnie teraz wracam. Wcześniej przeszłam się trochę po Brooklynie i po Greenpoincie. Oczywiście polskich sklepów było mnóstwo! Polski można było usłyszeć na każdym rogu...

Jutro planuje przejść most Brooklynski i potem przejść się do dzielnicy finansowej, na Wall Street, może trafię na Ground Zero, przejdę się po China Town i Soho, a później zobaczę Flat Iron Building. Na koniec pójdę obejrzeć Empire State Building. Nie wiem tylko co zrobię z moja torbą, która tu ze sobą przytargalam ;) Ale na pewno coś się wymyśli.

Jestem już trochę zmęczona, ale mam jeszcze sporo do przejechania metrem... Potem może pójdę na manicure, jeśli znajdę po drodze jakiś salonik... I wracam na Brooklyn zobaczyć się z ciocia, bo rano była w pracy.

***

I jak poszły mi plany na dziś? Nie do końca idealnie... Co prawda przeszłam most Brooklynski, byłam na Wall Street, przeszłam się po Soho i dojechalam do Ground Zero (gdzie właściwie nie ma nic oprócz budowy...).
Kupiłam nielimitowany bilet na jeden dzień, więc dzisiaj jeździłam metrem cały czas. Kiedy miałam iść na Empire zaczęło padać, potem nie mogłam znaleźć stacji metra więc zmoklam. W końcu zobaczyłam sklep Forever 21 i postanowiłam się tam schować w nadziei, ze zaraz przestanie padać, ale niestety nie przeszło. Powinnam wspomnieć, że jestem w szortach i bluzce na ramiaczkach... Później zaszlam jeszcze do Victoria's Secret i H&M, bo były po drugiej stronie ulicy. I wtedy zadzwoniłam do cioci żeby sie dowiedzieć czy jest sens iść na Empire i tak jak myślałam wszystko jest odkryte więc nie tylko bym zmokla ale pomoczylabym aparat... Więc niestety tym razem na Empire nie wejdę, ale na pewno tu jeszcze przyjadę - i to pewnie nie raz.

Teraz wracam metrem na Brooklyn, bo musiałam tam zostawić bagaż, ale przecież kupiłam kartę dzienną na metro, więc ja wykorzystam! :) Jestem zmęczona i mokra, hehe. Całe szczęście, że mam ciuchy na zmianę. Ach, jak pomyślę sobie o ciepłych jeansach i suchej bluzce! Hehe, najgorsze jest to, że w podziemiach metra jest gorąco jak w piekle... Naprawde nie przesądzam. Można tu dostać szału - metro ma zwykle klimatyzację, więc jest chlodno, a czasem nawet za zimno więc coś zakladasz, a potem wysiadasz na stacji i jest tak gorąco i wilgotno, że po prostu momentalnie jesteś spocony.

Teraz na zewnątrz nie jest tak zimno, ale jest chlodno. I oczywiście teraz w metrze robi mi się za zimno, bo mam caly sweter mokry :) Oczywiscie włosy mam też mokre...

Wczoraj byłam na Times Square nocą, pojechałam metrem z kolega mojej kuzynki, żeby nie jechać samej. Trochę pochodzilismy, ja porobilam zdjęcia, ale było cholernie gorąco i wilgotno i pot po prostu że mnie sciekal, hehe...

Już właściwie niemoge się doczekać żeby dojechać do Jersey. Jakos tam bardziej czuję się jak w domu, a nie szlajac się po NYC. Mimo wszystko cieszę się na powrót do domu! To już w ta niedzielę!

Zobaczymy, czy uda mi się wcisnąć rzeczy z 'nadwagi' moich walizek do torby, która kupiłam :) Nie jest duża, bo będę ja brac na pokład samolotu, ale jeśli coś się nie zmieści to wypakuje to na lotnisku i poproszę ciocie i wujka żeby mi to przeslali ;)

***

Dzisiaj już piątek, długo mi zajęło zebranie się z tymi notkami, ale jakoś się udało ;) W niedzielę już wylatuję, zdecydowałam, że jeśli coś to po prostu zapłacę za nadwagę mojej walizki, więc będę miała o 9kg więcej miejsca, ale być może uda mi się spakować w sam raz - zobaczymy.
Jutro jedziemy na zakupy, a pojutrze będę się już pakować - pewnie zacznę jutro.

Teraz idę już spać, bo jest już po 23.
Pozdrawiam!

PS. Zastanawiam się, czy mam pisać po moim powrocie, ale nie wiem, czy ktokolwiek będzie to czytał, dlatego na górze strony dodałam ankietę i bardzo proszę o wasze głosy!


0 komentarze: