wtorek, 7 lipca 2009

New Jersey i Manhattan

Od razu chciałabym przeprosić, że tak długo mi zajęło napisanie notki, hehe, ale jak to zwykle bywa w nowym miejscu - zawsze jest co robić!

***

Na początek mam dwie notatki z mojego iPoda. Niestety nie opisałam całej podróży, bo po pewnym czasie odezwała się moja choroba lokomocyjna i jedyne co mogłam zrobić to zamknąć oczy i o tym nie myśleć... Za to zaczęłam już z rana w dzień mojego wyjazdu.

Sama nie wiem, jak opisać to, co czuję... Uczucie jest na pewno co najmniej dziwne - obudzić sie w łóżku, w którym budziles sie przez ostatnie 11 miesięcy i zdać sobie sprawę, że to już ostatni raz. Prawdopodobnie już nigdy nie zobaczysz tego domu i nie ważne, czy wrócisz czy nie - wszystko i tak będzie inne.
Staram sobie przypomnieć ostatnia noc w Polsce, ale jest mi ciężko... Wydaje mi sie jakbym nie była w domu kilka lat.

Wiem, że nie mogę nic zrobić, nie mogę zatrzymać tego procesu - muszę wyjechać, nawet więcej - chce wyjechać, ale jest mi po prostu ciężko.

Ten rok był naprawdę niesamowity, ludzie często mnie pytają, co z tego mam, oprocz oczywiscie jezyka, skoro muszę powtórzyć druga klasę, często nie zdając sobie sprawy, że to coś więcej niż język - to ludzie, to miejsca, to coś innego, coś co nauczy cię samodzielności i podejmowania własnych decyzji - wierzcie mi, nie zawsze możesz dostać to, czego chcesz i mimo, że wiedziałam to jeszcze przed moja wymiana ten wyjazd był idealna praktyka tej teorii.

Wczoraj i dziś to dni pozegnan. Niestety wiem, ze niektórych ludzi nie zobaczę już nigdy w życiu. Jest mi z ta myślą ciężko, ale nie pozwalam sobie na rozklejenie sie... Wtedy byłoby mi tylko ciężej sie pozbierać - znam sama siebie :)

Jest 8 rano - właśnie po raz ostatni zadzwonił mój alarm. Plany na dziś: wziąć prysznic, spakować resztę rzeczy (walizki mam już spakowane), pożegnać sie i wylecieć do Newark!
Podobno w Jersey/Nowym Jorku jest straszna wilgoć, a oczywiście w Nevadzie jest zawsze baardzo sucho (jeden z powodów dla których cieszę sie z wyjazdu - moja skóra nie będzie aż tak sucha!), więc zobaczymy, jak to będzie!

No cóz, pora wstawać! Ciągle sobie powtarzam, że wszystko będzie dobrze. I musi być! :)


***

Właśnie jestem w samolocie. Tak jak sobie obiecalam nie płakałam i nie mam zamiaru teraz zacząć... To dziewne, bo wiem, że będę za nimi tesknic, ale jakos tego nie odczuwam. Być może jakos udało mi się to powstrzymać albo po prostu nauczyłam sie akceptować wiele rzeczy - między innymi fakt, ze tak już musi być. Lepiej jest brnąć do przodu niż żyć przeszłością.

Przed lotniskiem pojechaliśmy do Jimboy's i Ann kupiła nam lunch. Jimboy's to fast food z jedzeniem meksykanskim i zjedlismy tacos :) Sam Lilla pojechała z nami.

Najpierw lecę do Salt Lake City. Oczywiście jak zwykle trochę sie denerwuje, ale wiem ze wszystko będzie okej. Nie ma właściwie o czym pisać, więc napisze z Salt Lake City.
Acha, pomijając fakt, ze siedzi za mną niesamowicie irytująca kobieta, która w kółko się zachwyca widokami z Reno... Hehe...



***

Po przebyciu ponad 3 tysięcy kilometrów na lotnisko w Newark przyleciałam w środę, a raczej w czwartek (2 lipca) po północy :) Jak już wspomniałam podróż była męcząca z powodu choroby lokomocyjnej...

Z lotniska odebrał mnie mój wujek, było naprawdę śmiesznie w końcu mówić po polsku! Jak dojechaliśmy do ich mieszkania to poszłam spać, chociaż nie było łatwo... Nie mogłam zasnąć gdzieś tak do 4 nad ranem, a następnego dnia się obijałam.

4 lipca - słynny 4th of July, Independence Day - poszliśmy obejrzeć fajerwerki, był piękny widok na Nowy Jork, ale wiadomo jak to fajerwerki - zawsze to samo :) Chociaż niektóre z nich były naprawdę piękne!



W niedzielę pojechaliśmy do Nowego Jorku na Manhattan - ja, moja starsza siostra cioteczna i mój wujek. Oczywiście pojechaliśmy autobusem - kosztuje ok. $4 w jedną stronę i jazda trwa ok. 20, 30 minut. Dojeżdża na Grand Central, więc w centrum NYC.

Byliśmy na Times Square, przed Rockefeller Center, na 5 alei, w Central Parku... Udało nam się całkiem sporo zobaczyć, a tak właściwie to tylko spacerowaliśmy :) Nogi nam odpadały po całym dniu! Ale zakochałam się w Nowym Jorku - było właśnie tak jak to sobie wyobrażałam - wielkie miasto, ale ma w sobie to coś, coś co zawsze ciągnęło mnie do większych miast. Kocham te wysokie budynki, tłumy ludzi, różnorodność, wszystkie narodowości, nawet brudne ulice :)
Pamiętam jak wyszliśmy z Grand Central na ulicę i Maja się zamknęła. Z otwartą buzią gapiłam się na wszystko i wydawało mi się, jakbym śniła. Wiem, że to brzmi głupio, ale chciałam odwiedzić Nowy Jork od zawsze i było mi ciężko uwierzyć, że w końcu tam jestem. Oczywiście mogłabym tam zostać... ;)



Po Nowym Jorku byliśmy naprawdę zmęczeni, ja z Zuzią (moją starszą siostrą cioteczną) spałyśmy trochę dłużej i mimo, że plan dnia był trochę inny, niż ostatecznie nam wyszło, to i tak dobrze się bawiliśmy. Na początku mieliśmy pojechać na zakupy, a potem nad ocean, ale wiadomo wszystko się opóźniło, więc ostatecznie pojechaliśmy na zakupy do Marshalls, TJ Maxx i się trochę obkupiłam, hehe.

Dzisiaj nie mam żadnych planów. O ile wczoraj mój wujek miał jeszcze wolne i ciocia pracowała, to dziś pracują oboje.
Myślałam nad jakimś spacerem, ale zobaczymy jak to wyjdzie - jest dopiero 12. Chciałabym od razu zaznaczyć, że nie jestem w Wyckoff, tylko w Clifton. Moje wujostwo przeprowadziło się z Wyckoff do Clifton na 2 miesiące do mniejszego mieszkania, ponieważ mają dom. To mieszkanie jest tylko tymczasowe.

Jutro jadę znów do Nowego Jorku, tym razem sama. Chcę również zajechać do LaGuardia Community College, gdzie mają fotografię jako major i zorientować się, jakie mają wymagania, ile by mnie to wszystko kosztowało, itd. Być może jednak ostatecznie uda mi się studiować w NYC - ale zobaczymy! Wszystko zależy od pieniędzy. Niestety dla mnie to jest największa bariera, ale mam jeszcze 2 lata, a nawet 2,5 roku (zapisy na semestr jesienny kończą się w marcu, a ja będę zdawać maturę w maju i będę musiała poczekać na wyniki i na dodatek wszystko przetłumaczyć, więc jeśli już to będę się wybierać na semestr wiosenny) na zarobienie i odłożenie pieniędzy.
Być może ten blog będzie żył trochę dłużej niż mi się wydaje... ;) Ale wiadomo, to wszystko zależy od was i od tego, czy będzie wam się chciało czytać moje wypociny :)

Pozdrawiam wszystkich!

Achaaa, jeśli się nudzicie, bo wiadomo jest lato, możecie się pobawić w Neopets.com ;)
Może i jestem na to za stara, ale to naprawdę pomaga z zabijaniem czasu, kiedy nie ma się co robić! Neopets to wirtualny świat, gdzie możesz mieć swoje własne wirtualne zwierzątka, możesz kupować i sprzedawać różne rzeczy, możesz licytować na aukcjach, grać na wirtualnej giełdzie, grać w przeróżne gry (i tym samym zarabiać wirtualne pieniądze) - naprawdę jest tam mnóstwo do roboty... :)
To jeden z moich pet'ów (kliknij, aby przejść do Neopets):

majuchna got their Neopet at http://www.neopets.com


5 komentarze:

Anonimowy pisze...

ale bajeczniee sama do NYC mmmm wyslij mi kartke :))))))))))) pozdrawiam i zycze powodzenia
kamkaa

Anonimowy pisze...

nowy jork to moje ulubione miasto:)
pozdrawiam i z niecierpliwoscia czekam na kolejna notke;)

Anonimowy pisze...

łał, zazdroszczę :) też bym chciała kartkę hehe :D super masz!

Anonimowy pisze...

czadzior Majcia czadzior! ty czalejesz w NYC a ja ogladam nalogowo filmy, wlasnie wrociłam z nocki filmowej u Adasia. Widziałaś Walk hard albo Tenacious D: The Pick of destiny? - o FAK haha warto ;)
POZDROO , buziaki :*:*
Pat

Anonimowy pisze...

zazdroszcze Ci ;)
wogole calego pobytu w USA i NY