sobota, 16 sierpnia 2008

Dom rodziny Pagni w przybliżeniu; trochę o Sparks High; artykuł w Reno Gazette-Journal ; Wild Waters; Pop Warner Day

Nie miałam jakoś ostatnio czasu, żeby popisać, więc teraz ta notka wyjdzie w miarę długa ;)

Dom rodziny Pagni w przybliżeniu

Nie za bardzo opisywałam, jak dokładnie wygląda tu moje życie. Przynajmniej dotychczasowe ;)

Allan i Ann kładą się wcześnie spać - zwykle ok. 21, czasem troszkę później. W tygodniu wstają o 5, a w weekendy o 7.

Jess kładzie się spać, o której chce, ale wstaje zwykle ok. 8, gdy budzi się Kane.

Dzień w tygodniu zwykle wygląda tak: gdy wstaję ja, Jess jest już na nogach, tak samo jak Kane. Ann i Allan są w pracy. Jemy śniadanie, pooglądamy telewizję, ja posiedzę przy komputerze. Potem zwykle, jeśli zgłodniejesz możesz sobie zrobić jakiś lunch, bo obiad zwykle jest ok. 16-18, to zależy.

I tak wygląda zwykły dzień, ale takich za dużo nie było, bo zwykle coś robimy, gdzieś mnie potem zabierają, coś trzeba załatwić i tak na razie spędzam końcówkę swoich wakacji.

Jak wygląda tu jedzenie? Szczerze powiem, że cieszę się, że trafiłam do tej rodziny, bo tu raczej nie je się niezdrowo (co nie znaczy, że wszystko jest zdrowe...). Na przykład dziś na obiad był makaron, do tego sos, kurczak w panierce (pierś z kurczaka), pieczywo czosnkowe i sałatka. Oczywiście wszystkiego nie musisz nakładać na talerz :) A do obiadu zwykle pije się mleko lub wodę.
Z drugiej strony muszę przyznać, że dzisiejszy obiad był dotychczas najlepszy. :) Co nie oznacza, że pozostałe nie były dobre!

Sandra przylatuje w środę. I o ile wcześniej jakoś tak dziwnie było żyć z myślą o drugiej host studentce, ale teraz naprawdę się z tego cieszę. Nie wiem, czy znacie to uczucie, takiego wyobcowania - czegokolwiek rodzina by nie robiła, wy tak naprawdę nie jesteście jej członkami. W tym sensie, że Jess jest u siebie, w domu, ma czasem z kim pogadać, do kogo się przytulić, a jestem tak jakby poza tym wszystkim.
I niestety mimo, że jestem tu dopiero tydzień, już odczuwam naprawdę wielką tęsknotę. Czasem jest naprawdę ciężko. Kiedy nie mam nic do roboty i jestem sama w pokoju, po prostu chce mi się płakać na samą myśl, że wszystko, co jest mi znane i wszystko, co kocham, znajduje się tak daleko stąd i, że zostało jeszcze naprawdę mnóstwo czasu, dopóki tam dotrę.
Ale z drugiej strony, jest naprawdę fajnie. Nie wiem, czy wiecie, co mam na myśli, to po prostu takie rozdarcie... I szczerze? "Foreign Exchange Student Handbook" to kupa bzdur :) No chyba, że ja jestem jakimś dziwnym wyjątkiem, któremu nie chcę się tęsknić do domu dopiero za miesiąc ;)

No, ale powróćmy do rodziny Pagni. Po kolacji zwykle ktoś kąpie Kane'a i tak w domu zapada cisza. Może poza samolotami, które co raz przelatują nad domem. Hałasują tylko wtedy, gdy otwarte jest jakieś okno, ale nawet wtedy nie jest za głośno... I pomyśleć, że jeszcze niedawno sama leciałam w takiej maszynce ;P
Porobiłam parę zdjęć samego wnętrza domu, tych miejsc, które są, hmm, bardziej interesujące ;)

Na sam dobry początek - moja Żubrówka w żubranku:


A oto pokój gier, w którym znajduje się stół bilardowy, który w parę sekund można zamienić w stół do ping ponga, dzięki specjalnym blatom. Dodatkowo znajdziecie w nim telewizor, a jeśli wytężycie wzrok to za oknem zobaczycie trampolinę (daleko w tyle, po lewej stronie):


A oto spiżarnia, zawsze pełna jedzenia i wszystkiego, co potrzebne jest do życia (amerykanom):


No i szafka słodyczy... Żelki, MMS'y, cukierki, dropsy:


Widok z okna jadalni. Tuż obok po prawej stronie stoi stół, przy którym jemy obiady:


Salon, a w nim mnóstwo kanap i po lewej stronie telewizor, którego nie widać:


Jutro mamy mieć 'family night' jako, że Mindi już tutaj nie mieszka, przychodzi na kolację i mamy grać w gry ;)



Trochę o Sparks High

Co prawda o Sparks za dużo nie będzie, bo miałam załatwiać sobie klasy, ale okazało się, że jednak tak szybko tego nie załatwię - jeszcze coś robią z moimi transkryptami...
Była mowa o tym, żeby dopasować wszystko tak, abym sobie poradziła, hehe. Razem z Ann się z tego pośmiałyśmy, bo...jakby nie patrzeć poziom szkół w Europie jest zdecydowanie wyższy niż w Stanach.

No, ale teraz to, co wiem. Oto plan szkoły:

Mam nadzieję, że dużo czasu będę spędzać w ciemni, czyli czymś, co jest oznaczone G-4. Na tych zajęciach zależy mi najbardziej... I jeśli przez durne przeciąganie wszystkiego okaże się, że nie ma już dla mnie miejsca w tej klasie, to nawet nie chce myśleć, co będzie...

A to mój rozkład dzwonków... ;)


No i jak wspomniałam miało być trochę i trochę jest. Nie wiem, kiedy pójdę ustalać swój plan, ale możecie być pewni, że o tym napiszę...


Artykuł w Reno Gazette-Journal

To wyszło już parę dni temu, ale zapomniałam o tym wspomnieć. Jakoś tak się zdarzyło, że Reno Gazette-Journal chce napisać o mnie artykuł (i chyba o innych host studentach), hehe. Co jest dziwne, ale fajnie - to coś innego ;) Fotograf miał przyjść zrobić zdjęcia chyba w czwartek, ale jakoś tak wyszło, że mu się nie udało i przyjdzie w poniedziałek.

Co jest najbardziej istotne w całej historii... To, że kiedy usłyszeli, że interesuję się fotografią powiedzieli, że chcą abym robiła dla nich zdjęcia :)
Zapewne wkrótce usłyszę o jakiś szczegółach, ale już sam fakt, że dostałam taką propozycję jest super! :)

Więc o tym zapewne też jeszcze będę pisać.


Wild Waters

A tak naprawdę Wild Island. To taki mały park rozrywki. Mają kręgle, mini-golfa, gokarty i aquapark na świeżym powietrzu.

Więc aquapark nazywa się Wild Waters i byliśmy tam wczoraj: Ann, Jess, Kane i ja.

Nie będę chyba opisywać, co takiego robiliśmy, bo wiadomo, co się robi w aquaparku ;) Najfajniejsza okazała się 'leniwa rzeka', bo fajnie było wywracać coś, na czym siedziałyśmy z Jess. Takie dmuchane podwójne koło. Spędziliśmy tam naprawdę sporo czasu, bo ponad 3 godziny. :)

Jess i ja:




A tak wyglądał park (już pustoszejący, ok. 30 minut przed zamknięciem):










Mapa parku:


Szczerze przyznam, że dobrze bawiłyśmy się też na tym basenie z falami ;)


Pop Warner Day

Pop Warner Day to pewnego rodzaju festyn organizowany przez dziecięce i młodzieżowe drużyny futbolowe oraz zespoły cheerleaderek. Właśnie dlatego znalazła się tam Ann z Jessicą. Nie wiem do końca, na co były zbierane pieniądze, ale chodziło o to, że ludzie kupowali kupony (tak, takie małe do odrywania, jak w amerykańskich filmach;)) i następnie chodzili po stoiskach, gdzie mogli coś wygrać. Były do 'kupienia' ciasta, którymi mogłeś w kogoś rzucić. Była klatka z wiadrem wody i jeśli trafiłeś piłką w dźwignię, ktoś, kto siedział nad wiadrem do niego wpadał :) I mnóstwo innych atrakcji.

Jess i Ann miały grę Tic-Tac-Toe:


Musiałeś trafić trzema woreczkami (miałeś 4) do jednego rzędu lub na skos. W nagrodę dostawałeś cukierki :)

A to klatka, o której wspominałam (tak, dobrze widzicie, ten pan zaraz wpadnie do wody ^^):


A to bezcenny moment... Jess w bitej śmietanie. Najpierw była celem w grze, w której musiałeś rzucić w kogoś balonikiem z wodą (tak, rzuciłam w Jess, i tak - trafiłam), a potem dorwały się do niej dzieciaki i dostało się jej bitą śmietaną ^^


Było naprawdę gorąco. Zresztą zawsze tak tu jest. Ok. 35 stopni? Nawet więcej.

Aaa, i to moje zakupy. Co prawda sprzed 2 dni, ale to były niezłe zakupy, hehehe.


W sklepach są niesamowite przeceny. Głównie 50%, ale czasem można znaleźć też 70%. I nie są takie jak w Polsce, że przecenia się same duże lub malutkie rozmiary albo rzeczy, których nikt nie kupuje...

Miałam jeszcze napisać o cheerleaderkach, ale już nie mam siły :)
Napiszę później! ;)


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

jesteś tak daleko...
zycze miłych i niezapomnianych dziesięciu miesięcy.
Ciekawe czy dalej będziesz mnie pamiętac^^

Lestat.. Czarny Psajdak.. po prostu Dawid:p

Anonimowy pisze...

Lestat? ;| przemilcze.
co do przecen - masz racje, sa zjawiskowe :P na shoppingu spedzilam ponad polowe mojego pobytu tutaj:P a pomyslec ze u ciebie jest jeszcze lepszy wybor *_* wypad do aquaparku musial byc genialny :] na fotkach wygladacie na naprawde uradowane :) a szczerze- Jess jest o niebo brzydsza od ciebie :P ale to tylko moja osobista refleksja:P no pora konczyc wiec- zycze ci zebys nadal tak milo spedzala czas, by te zdjecia genialnie ci wyszly i zebys sie nie zamartwiala klasami - napewno lada dzien wszystko sie wyjasni;) buzka kochana:* w razie czego - pisz :*

Unknown pisze...

riona , Jess wcale nie jest o wiele brzydsza . Po prostu to Maja jest od niej o wiele ładniejsza i wyglada zjawiskowo , ale to już jest światowa zależność (nie chcę tu robic off-topicu) że wszystkie Polki zawsze będą ładniejsze od Amerykanek . A Tobie Maju gratuluję wyjazdu , i podziwiam Cię za samodzielnosc i determinację . Napisz coś więcej jak tylko będziesz mogła o tej propozycji od gazetki z Reno .
Good luck ! :*